Witam serdecznie na moim blogu i zachęcam do przeczytania moich artykułów. Każdy znajdzie coś dla siebie w tak wdzięcznej tematyce jaką jest macierzyństwo. Serdecznie zapraszam

poniedziałek, 21 lutego 2011

Domowe sposoby leczenia dzieci


Gdy dzieci chorują staramy się robić wszystko, aby im pomóc. Jednak nie zawsze jedynym wyjściem jest wizyta u lekarza i długa lista drogich leków do wykupienia w aptece. Kiedyś nasze babcie musiały radzić sobie w inny sposób. Dlatego też powinniśmy czerpać wiedzę z ich doświadczeń.
Gdy dziecko jest chore konieczna jest wizyta u lekarza. Natomiast przeziębienie możemy leczyć sami i to na tyle skutecznie, żeby nie dopuścić do rozwoju choroby. Już nasze babcie, a następnie nasze mamy pomagały dzieciom domowymi sposobami. Dlaczego my też nie mamy pomagać naszym dzieciom, dbając jednocześnie o ich zdrowie. Sprawdzonych i bezpiecznych sposobów jest kilka:
- GORĄCZKA - to nieprawda, że jedynym środkiem na gorączkę są tabletki, syropy i czopki dla dzieci. Jak wiadomo wszystkie te środki działają, jednak wpływają też niekorzystnie na nasz organizm, a tym bardziej na organizm małych dzieci. Bezpiecznym i sprawdzonym sposobem jest woda z octem zmieszana w stosunku 50:50. Taką mieszanką należy smarować dłonie, stopy, pachwiny, wewnętrzną stronę łokci, czyli miejsca, gdzie występują duże naczynia krwionośne. Zabieg taki pozwala w krótkim czasie zbić gorączkę i ulżyć małemu dziecku, nie szkodząc jednocześnie jego zdrowiu. Sposób ten w takim samym stopniu działa na dorosłych.
- SUCHY KASZEL- syropy to nie jedyne wyjście. Domowy sposób to wygrzewanie połączone z inhalacją. Oczywiście w aptekach dostępne są drogie maści do smarowania. Jednak można to zrobić w tańszy i równie skuteczny sposób. Wystarczy nasmarować klatkę piersiową oraz plecy tłustą maścią, np. majerankową. Następnie np. pieluchę tetrową obficie pokropić spirytusem salicylowym oraz w mniejszym stopniu olejkiem kamforowym i owinąć klatkę piersiową dziecka. Powtarzanie tego zabiegu przez kilka nocy umożliwia odkrztuszanie. Wydzielina odrywa się, a kaszel z suchego przechodzi w mokry.
- BÓL GARDŁA - ten sposób znają chyba wszyscy - to tradycyjny syrop z cebuli. Pokrojoną w krążki cebulę zalewamy miodem i odstawiamy na jakiś czas. Cebula "puszcza" soki i miesza się z miodem. Bardzo dobry sposób na ból gardła, ponieważ cebula ma działanie antybakteryjne. Syrop z cebuli pomaga również na kaszel i ogólnie na przeziębienie. Dzieci zazwyczaj nie lubią cebuli, jednak miód łagodzi smak. A żeby dziecko nie zniechęciło się do naszego domowego leku warto przed podaniem zlać syrop do innego słoika.
- PRZEZIĘBIENIE - gdy dziecko jest już bardzo przeziębione - kaszle, ma katar i boli je gardło bardzo dobrym sposobem jest przygotowanie mleka z czosnkiem i miodem. Tę mieszankę niewiele dzieci wypije bez problemu z powodu czosnku. Jednak można dać go nieco mniej i spróbować nakłonić do wypicia. Przecież wszyscy wiedzą, że czosnek to naturalny antybiotyk.
- KATAR - stosowanie kropli do nosa, czy nawet bardziej wygodnych żeli nie jest jedynym wyjściem. Te specyfiki niekorzystnie wpływają na śluzówkę nosa, szczególnie u dzieci, powodując niejednokrotnie nadmierne wysuszenie i podrażnienie. Niektórzy stosują płukanie noska solą fizjologiczną. Żeby nie ingerować w nosku dziecka wystarczy posmarować pod noskiem właśnie solą fizjologiczą, co zdecydowanie pomaga w oddychaniu.
- SUCHA I PODRAŻNIONA SKÓRA - obecnie dostępne są różnego rodzaju oliwki dla dzieci, przeznaczone do stosowania po kąpieli. Dotyczy to szczególnie niemowląt. Jednak większość z oliwek zawiera różnego rodzaju substancje zapachowe, które powodują podrażnienia skóry. Tanim i sprawdzonym sposobem na suchą skórę jest zwykły krochmal. Można dodać go do wanienki z wodą albo suchy krochmal nakładać na wacik i smarować nim dziecko po kąpieli. Sprawia to, że skóra dziecka jest śliska i nie przesusza się. Oczywiście dziecko nie będzie tak pięknie pachniało jak po oliwce, ale jedno jest pewne - skóra będzie zdrowa.
Wszystkie opisane sposoby z powodzeniem można stosować zarówno u dzieci, jak i u dorosłych. Jednak opisałam je ze szczególnym nastawieniem na dzieci. Przecież powinniśmy robić wszystko, żeby pomóc im, gdy są przeziębione lub chore. A gdy można im pomóc, nie szkodząc jednosześnie wówczas jest to bardzo wskazane.

Bajki dla dzieci

Na wstępie mój ulubiony cytat: "włączając dziecku telewizor, wyłączamy dziecko" Dorota Zawadzka. Od razu się przyznam, że mój starszy syn niestety często jest wyłączony :-(

W dzisiejszych czasach, gdy często oboje rodzice pracują, wracają zmęczeni z pracy, czeka na nich mnóstwo domowych obowiązków, no i oczywiście dziecko, które też nas potrzebuje. Robimy wszystko by spędzić z nim jak najwięcej czasu. Jednak niekiedy zwyczajnie go nam brakuje i odsyłamy dziecko przed telewizor włączając kanał z bajkami. Jeśli już to robimy, to róbmy to mądrze. 
Dostępne na rynku telewizje cyfrowe oferują wiele kanałów dla dzieci. Jednak niektóre bajki mrożą krew w żyłach. Dziwię się, że ktoś w ogóle pozwolił te bajki zakwalifikować do bajek dla dzieci. Na niektórych kanałach prezentowana jest głównie przemoc, krew, pot i łzy. Bohaterowie robią sobie krzywdę, często walcząc ze sobą na śmierć i życie. Jak już wspominałam jestem matką dwóch chłopców. Maluszek oczywiście jeszcze bajek nie ogląda :-) jednak mój przedszkolak jest od nich wręcz uzależniony. Długo udawało mi się go uchronić przed tymi bajkami lecz wpływów rówieśniczych nie da się zlikwidować. Przedszkole robi swoje. Syn doszedł do wniosku, że bajki które do tej pory oglądał (ładne, spokojne, edukacyjne, z morałem) są dla małych dzieci i od tej pory będzie oglądał takie bajki, jak jego koledzy z przedszkola. 
Staram się kontrolować ilość i jakość oglądanych przez mojego syna bajek. Ale jak powiedziałam "staram się" i nie zawsze mi to wychodzi. To, że bajki te niewłaściwie wpływają na dziecko, można zaobserwować po jego słownictwie, rzucanych hasłach i zachowaniu. Gdy dostrzegam, że syn zbyt mocno chłonie wzorce jakie widzi w "tych" bajkach przez jakiś czas zabraniam mu ich oglądać. 
A teraz mam jeszcze lepszy pomysł. Dla przedszkolaka, poza bajkami, atrakcyjne są również kanały przyrodnicze. Więc zamiast głupiej, bezmyślnej bajki włączam program o dinozaurach lub o zwierzętach w Afryce. Wiem, że to również sadzanie dziecka przed telewizorem. Jednak gdy naprawdę brakuje nam czasu jest to zdecydowanie lepsze wyjście.

niedziela, 20 lutego 2011

Niejadek

Każda mama dla swojego dziecka zrobiłaby chyba wszystko. Oddałaby ostatni kawałek jedzenia z miłości i troski o swoją pociechę. Tymczasem są dzieci, które po prostu jeść nie lubią i jest to dla nich często przykry obowiązek. 
Mój starszy syn jest właśnie niejadkiem. Jest dzieckiem, które nie je warzyw (oprócz ziemniaków :), a z owoców je tylko jabłka i ewentualnie gruszki i banany. Dzieci przepadają za truskawkami, malinami, winogronami, a on mówi na to "ble". Aż się serce kroi. 
Wszystko zaczęło się gdy skończył 1 rok swojego życia. Jeśli jedzenie było "papką" to ewentualnie jadł. Jeśli w pokarmie były grudki to wymiotował. Takie potyczki trwały przez około rok. Lekarz oglądał gardło czy nie ma trzeciego migdała, ale wszystko było w porządku. Gdy miał 2,5 roku poddałam się i syn dostawał do jedzenia to co ewentualnie mu smakowało. Jadłospis miał nieurozmaicony i monotonny. Wypił mnóstwo syropów na apetyt, które dawały krótkotrwały efekt. 
Dziś ma 6 lat i nadal jest niejadkiem, jednak tragedii już nie ma. Na bilansie dowiedziałam się, że ma rozstrój wagi do wzrostu i powinien przytyć (za pół roku kontrola). Jedno jest pewne nie da się zmusić dziecka do jedzenia. Na szczęście dziś syn je już trochę więcej, ale nadal jest chudy. Choć jego dieta jest uboga w warzywa i owoce, to cieszę się, że przynajmniej zjada mięso. Ale mam nadzieję, że stopniowo będzie próbował nowych potraw i urozmaici swoje menu. 
Teraz mój drugi synek ma 4 i pół miesiąca i jedno jest pewne, że nie będę go tak "oszczędzać" z próbowaniem nowych smaków. U starszego syna odwlekałam podawanie nowych potraw, bo wszyscy mówili, że jest jeszcze za malutki i ma jeszcze czas. Mój maluszek dostał już trochę zupki, przecieru owocowego i soki. Na razie ma duży apetyt. I mam nadzieję, że drugi raz nie będę musiała przeżywać trudów związanych z byciem mamą niejadka. Nikomu tego nie życzę, bo to naprawdę ciężka przeprawa.

środa, 16 lutego 2011

Pampersy kontra pieluchy tetrowe

Od momentu kiedy na rynku pojawiły się pieluchy jednorazowe każda młoda mama ma dylemat: czy poświęcić się i używać tradycyjnych pieluch tetrowych czy bez większego wysiłku stosować pieluchy jednorazowe, tzw. pampersy. Ja sama kalkulowałam to w każdą stronę. Gdy urodził się mój pierwszy syn nastawiłam się na pieluchy tetrowe. Miałam nadzieję, że dziecko szybko nauczy się sikać do nocnika. Wiedziałam również, że tradycyjne pieluchy to jednorazowy i w sumie niewielki wydatek. Jednak szybko zrozumiałam, że trzeba naprawdę dużo czasu "na to" poświęcić. Za jednym razem dwie, trzy pieluchy były mokre. Czasem również śpiochy było trzeba przebrać. Prania było bardzo dużo. Na początku oczywiście pieluchy trzeba prasować. Tak więc pralka i  żelazko "szły" na okrągło. Nie wspominam już ile to wszystko zajmowało czasu. Ale najbardziej przeraził mnie pierwszy rachunek za prąd! Oczywiście większe zużycie wody oraz duże wydatki na drogie proszki do prania dla niemowląt. No i szybciutko przerzuciłam się na pampersy. Prawda jest taka, że mój synek skończył sikać do pieluch jak miał 2,5 roku- czyli późno. Ale nikt mi nie da gwarancji, że przy pieluchach tetrowych trwałoby to krócej.
Teraz drugiemu synkowi również zakładam pampersy. Nie wiem jak szybko uporamy się z pieluchami. Jednak moim zdaniem nie ma reguły. Są dzieci, którym zakłada się tetrę i jedne długo sikają do pieluch, a drugie bardzo szybko się oduczają. I tak samo jest z pampersami. Tyle, że z tymi drugimi jest o wiele łatwiej i wygodniej. A przecież każde dziecko kiedyś przestaje sikać do pieluch ;-)

wtorek, 15 lutego 2011

"Nie kocham Cię mamo"

To słowa, których żadna matka nie chciałaby nigdy usłyszeć. Niestety zdarza się, że dziecko wypowie to łamiące nam serce zdanie. Więc jeśli już usłyszymy "mamo, nie kocham Cię" radziłabym, aby nie robić z tego tragedii i porażki wychowawczej. Kilkuletnie dziecko nie potrafi sobie jeszcze radzić ze swoimi emocjami. Dlatego mówi, że nas nie kocha, ponieważ nie wie, jak może wyrazić np. złość. Dziecko, w niektórych sytuacjach jest bezsilne.
Przykład: idziemy do sklepu i dziecko chce, abyśmy kupili mu zabawkę. Uważamy, że zabawka jest za droga lub wiemy, że dziecko ma w domu podobną i wcale się nią nie bawi. Więc odpowiadamy, że nie będziemy kupować żadnych zabawek. Dziecko wpada w złość i krzyczy, że nas nie kocha. Dlaczego tak mówi? Ponieważ nie potrafi powiedzieć: "mamo jest mi smutno, że nie kupiłaś mi tego autka" albo "mamo jestem zły". Emocje są silniejsze. Natomiast dziecko mówiąc to jedno zdanie, tak naprawdę chce nam powiedzieć o wiele więcej.
Co zrobić, gdy dziecko powie, że nas nie kocha? W takiej sytuacji musimy wykazać się dojrzałością i powinniśmy powiedzieć dziecku "a ja Cię kocham najbardziej na świecie". Dziecko dostaje komunikat, że pomimo, że nie dostało zabawki jest kochane i nam na nim zależy. Niektórzy rodzice robią kategoryczny błąd mówiąc: "ja też Cię nie kocham". Rodzic wówczas zachowuje się jak dziecko. A nasza pociecha nie dość, że nie dostała zabawki to jeszcze dowiedziała się, że nam na niej nie zależy.
Każdy może powiedzieć, że ta zasada jest oczywista, jednak trudno jest ją wcielić w życie. Tak, to prawda. Jedno jest pewne- warto być mądrym i myślącym rodzicem. A przecież nikt nigdy nie powiedział, że to będzie łatwe.

Kolka u niemowląt

Kolka to jedno z największych zmartwień młodych mam. Dzieciątko jest takie maleńkie, a my nie możemy mu pomóc. Jak wszyscy wiemy przypadłość ta dotyka głównie chłopców.
Mam dwóch synów (przedszkolak i niemowlę) i na szczęście ten problem mnie ominął. Starszy syn kolkę miał raz, więc wiem jak to wygląda. Przez godzinę nie płakał tylko wrzeszczał. Wyginał się we wszystkie strony i kopał nogami. Wydawało się, że już zasypia, a tu wszystko od początku... i tak przez godzinę. Na szczęście kolka pojawiła się tylko ten jeden raz. Młodszy synek (ma 4 miesiące) jak do tej pory ma spokój z kolkami.
Jadnak i starszy syn i teraz maluszek dostają kropelki na wzdęcia Bobotic (dostępne w każdej aptece bez recepty). Daję teraz maluszkowi kropelki profilaktycznie, ale jak tylko ominę dawkę to już jest gorzej. Synek jest niespokojny i męczą go gazy. Ktoś może również powiedzieć, że to nienaturalna ingerencja w układ pokarmowy. Jednak starszemu synkowi w porę odstawiłam krople i nic się nie działo. Po prostu minął już okres kolek i nie musiał już ich dostawać.
Niestety nie dam nikomu gwarancji, że na inne dzieci również te kropelki zadziałają. Nam pomogły. Jednak wiem, że są dzieci które mają kolki przez kilka miesięcy i żadne "cuda" nie działają. Wiem, że to nie jest pocieszające, ale trzeba ten okres jakoś przeżyć. Wszystko się kiedyś kończy.

Ospa u niemowlaka

Jak wszyscy wiemy ospa wietrzna to choroba wieku dziecięcego. Najczęściej przechodzi się ją w przedszkolu. I tak jest najlepiej, bo dzieci w wieku 5-6 lat najłagodniej znoszą tę chorobę. Mój syn "przyniósł" z przedszkola ospę i zaraził 3,5 miesięcznego braciszka. I tu już nie było tak kolorowo. W czasie gdy starszy syn nawet nie wiadomo kiedy zaczął chorować (po prostu pojawiły się krostki, nie miał gorączki, wyprysków nie było dużo i szybko nie było po nich śladu), to maluszek był kilka dni niespokojny zanim pojawiły się wypryski. Krostek miał bardzo dużo, przez dwie noce budził się co pół godziny, bo wszystko go swędziało, wyprysków miał bardzo dużo, przez dwa dni miał podwyższoną temperaturę i bardzo źle jadł.
Zaschnięte strupki miał prawie przez trzy tygodnie. Najgorsze jest to, że zdrapał sobie z czoła krostkę i najprawdopodobniej będzie miał bliznę.
Na marginesie dodam, że ja też się zaraziłam, bo w dzieciństwie ospy nie miałam i również bardzo źle przeszłam tę chorobę. Maleńkie dzieci i dorośli nie powinni chorować na ospę :-) Ale czasem nie da się tego uniknąć. Ja przez cztery dni miałam gorączkę od 38-39. Nawet w nocy. Wszystko mnie bolało i swędziało. Krostek też miałam bardzo dużo i wszędzie gdzie się dało. Jednak jak na swój wiek to i tak miałam szczęście. Ospę przeszłam ciężko (cztery dni), ale szybko było po wszystkim (po tygodniu byłam jeszcze osłabiona, czułam się już dobrze).
Czy dało się tego uniknąć? Sądzę, że nie. Pomogłaby chyba tylko izolatka. Jednak są również plusy tej sytuacji. Mamy już ospę raz na zawsze z głowy. A tak za 5 lat młodszy syn znów przyniósłby z przedszkola ospę i byłaby "powtórka z rozrywki". A ja mogłabym zachorować na półpaśca.
Podsumowując... życzę wszystkim dzieciom i ich rodzicom, aby ospa pojawiła się w przedszkolu. To najlepszy okres, żeby zachorować i łagodnie przejść tę chorobę.